piątek, 13 kwietnia 2012

No i dopadł nas jakiś wiosenny wirus. Kichamy, prychamy a katar nie odpuszcza. Już nie raz przekonałam się, że tym co jem mogę sobie i dzieciom szkodzić lub pomóc. I głupio po raz kolejny odpuściłam, i masz babo placek...a raczej katar, bo pofolgowaliśmy sobie w święta z jedzeniem bananów mimo tego, że wiem, że katar wtedy murowany.. :(
Więc od rana się leczymy, na śniadanie jaglanka bo odśluzowuje, potem starszy Chory zażyczył sobie kisiel, więc wykorzystałam go żeby im wtłoczyć trochę ziółek dlatego kisiel domowy z ostatnich już malin jakie ostały się w mojej zamrażarce, startym jabłkiem, łyżeczką lukrecji i tymianku i szczyptą imbiru, które okazują się być zbawieniem przy wyziębieniu i katarze.



A na obiad na razie tylko zupa.. Na drugie brak mi weny i sił.. Może potem coś wymyślę. 

Zupa z warzyw korzeniowych
inspirowałam się tym przepisem

2 marchewki,
2 pietruszki
2 małe cebule
1 mały seler
                                                  1 ziemniak - odmiana o wdzęcznej nazwie Tajfun ;)
1 małe jabłko
łyżeczka świeżego, startego imbiru
szczypta chili
1 łyżka sosu tamari (można zamienić na niezbyt słony sojowy)
pieprz
pół łyżeczki tymianku

Warzywa pokroić w kostkę, wrzucić na rozgrzaną w garnku oliwę i dusić około 25 min, przed końcem dodając jabłko i imbir. Zalać wodą, tak by przykrywała warzywa, pogotować parę minut, dodać wszystkie przyprawy i zmiksować na krem.(moja bardzo zmiksowana nie jest a to dlatego że moja młodsza córka nie znosi jedzenia w formie papek i musi mieć grudki  nawet w zupie krem...;) )


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz